top of page
Szukaj
Piotr Kaczmarek

Podlaskie rozmaitości

Zaktualizowano: 29 maj 2023

Podlaskie rozmaitości

WYJAZD NR 114

2019 WYJAZD NR 9

KORONA DOBRZYNIEWO DUŻE-RUDNIA ZABŁUDÓW 1-3

5 MAJA 2019 NIEDZIELA g.17:00

BOISKO DOBRZYNIEWO DUŻE

KLASA OKRĘGOWA-GRUPA PODLASKA

PIŁKA NOŻNA


Podlasie od początku moich blogowych przygód i roku 2014 było dla mnie białą plamą, ponieważ z powodów logistycznych nie było dane mi tam trafić na piłkarskie dożynki ani razu. Trzeba jednak myśleć szeroko i perspektywicznie, by szukać okazji na ciekawą wycieczkę:) A ta zdarzyła się dość nieoczekiwanie.



Tym razem głównym celem naszej rodzinnej eskapady był, nie mecz niestety, ale bieg. Oceniany wysoko przez biegaczy Półmaraton Białostocki miał stać się także miejscem miłego spotkania rodziny Kaczmarków. Zapisała i zapowiedziała się bowiem siostra Ola z dziećmi Julką i Kubą. Przysięgał dojechać i przebiec się z nami nestor rodu nasz ojciec Jan, któremu towarzyszyć miała mama Krystyna. Jak to w życiu jednak bywa najbardziej zapalony na biegi Jan w końcu do Białegostoku nie dotarł. Na półmaraton zapisałem się więc i ja, a Karola postanowiła wziąć udział w towarzyszącej tej imprezie „piątce”.



Jako, że bieg odbywał się w niedzielę, to my na kierunki białostockie ruszyliśmy już w piątek. Celem był położony w ostępach leśnych hotel o brzmiącej miło nazwie „Bobrowa Dolina”. Tam też miała nocować moja siostra Ola razem ze swoimi dziećmi. Miło upłynął nam tam wieczór i poranek dnia następnego. Wieczorem przy proseco i piwku pogawędziliśmy trochę z Olą, a następnego dnia poprzez ostępy leśne ruszyliśmy na sobotnie zwiedzanie ziemi podlaskiej. I trzeba uczciwie przyznać, że było to zwiedzenie przez duże Z. Zaczęliśmy naszą sobotnią wędrówkę od wizyty w prawosławnym klasztorze w Supraślu. Interesuję się monastycyzmem od lat, a pomimo to, była to moja pierwsza w życiu wizyta w klasztorze zakonników tego obrządku. Kolejnym istotnym punktem był jeden z nielicznych czynnych w Polsce meczetów w Kruszynianach, gdzie od wieków mieszkała silna diaspora tatarska. Nieopodal była również interesująca tatarska nekropolia. W okolicach meczetu spotkaliśmy niejakiego Grzegorza Schetynę czyli dość rozpoznawalną postać polskiej sceny politycznej. Schetyna towarzyszył byłemu znanemu piłkarzowi Tomaszowi Frankowskiemu, który w tamtym czasie prowadził udaną dla siebie kampanię wyborczą do europarlamentu. Mój chrześniak Kuba, teraz po kilku latach bardziej znany jako raper Yacob nie omieszkał nie skorzystać z sytuacji i zrobił sobie fotkę z Grześkiem Schetyną. A co!



Po zwiedzaniu przyszedł czas na jedzenie. W okolicy był festyn lokalnej kuchni i mimo dużego zainteresowania udało nam się skosztować lokalnych przysmaków. Co by tu dużo mówić, kuchnia pogranicza idealnie trafia w moje gusta, gdyż z jarzyn najbardziej lubię mięso J Po obfitym jedzeniu i zacnym zwiedzaniu podlaskich atrakcji obraliśmy kurs na Białystok. Na dwa kolejne dni zarezerwowaliśmy właśnie tam mieszkanie na Bookingu. W niedzielę w planach był start Karoli na piątkę i mój oraz Oli w półmaratonie. Jak na początek maja było nieco chłodnawo, ale nie padało i dzięki temu biegło się całkiem przyjemnie. Ola wybiegała 1:49, a ja 1:41. Tak z perspektywy czasu myślę, że ciężko po czterech latach byłoby mi powtórzyć ten wynik.

Po biegu lekki posiłek i krótka regeneracja, a następnie nie mogłem sobie odmówić wizyty na jednym z pobliskich, podlaskich stadionów. Niestety wybór meczów w okolicy Białegostoku w to niedzielne popołudnie nie był zbyt szeroki. Zdecydowałem się jednak na bliską memu sercu jako sędziemu i to już prawie od 20 lat klasę okręgową. Drużyna Korony Dobrzyniewo Duże miała podejmować u siebie przeciwników z Rudni Zabłudów. W drodze na mecz pojechałem jeszcze na niedzielną mszę, więc na obiekcie w Dobrzyniewie pojawiłem się kilka minut po pierwszym gwizdku.



Liczyłem na jakieś łupy w postaci biletów lub może nawet giętej, lecz w obu przypadkach spotkał mnie spory zawód. Znając standardy niższych , także sam obiekt zrobił na mnie „takie sobie „wrażenie. Dość dobrze prezentował się chyba tylko niewielki budynek klubowy, który wyglądał na zbudowany całkiem niedawno.



Zająłem więc miejsce na niewielkie trybunce i z ciekawością chłonąłem to wszystko co działo się wokół mnie. Mecz toczył się w umiarkowanym tempie. Ciężko coś też powiedzieć o poziomie, bo tak patrząc z perspektywy czasu, to jednak bliżej tam jakością było do boisk z klasy A, niż do dobrego okręgowego grania. Grano jednak czysto i bez złośliwości. Doświadczony arbiter główny panował nad wydarzeniami na boisku, a sędziujący koło mnie na linii młody asystent w nieco dziwny sposób, taką zakrzywioną ręką trzymał swoją chorągiewkę. Na trybunach nic się nie działo, a całe spotkanie oglądała również niewielka ilość kibiców. Kilku młodzieńców, którzy dotarli na rowerach w spokoju popijało piwa…bezalkoholowe. Goście kontrolowali wydarzenia na boisku i ostatecznie wygrali ten mecz bez większych trudów. Mimo, że mecz odbywał się 5 maja, to uczciwie muszę przyznać, że solidnie zmarzłem, bo akurat na Podlasiu pogoda była wtedy raczej marcowa. Po ostatnim gwizdku szybko więc dotarłem do auta i po ok.20 minutach już byłem na naszym nowym, białostockim osiedlu.

Poniedziałek był dniem powrotu do domu. Cierpiałem nieco, ponieważ akurat w poniedziałek do Białegostoku przyjeżdżała na mecz moja Pogoń. Jednak z przyczyn ode mnie już całkowicie niezależnych nie mogliśmy pobytu na Podlasiu przedłużyć jeszcze o jeden dzień. Była to doskonała okazja by upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, a więc zaliczyć debiut na Jadze i obejrzeć w akcji Portowców. Niestety, mimo, że od wizyty w Białymstoku minęły już prawie 4 lata, to stadion Jagiellonii w dalszym ciągu pozostaje dla mnie białą plamą. Mecz obejrzałem w telewizji i pamiętam jedynie, że po słabej grze Portowcy w Białymstoku przegrali.

Wyjazd tak czy owak muszę jednak uznać za udany. Zwiedziliśmy miejsca w których nigdy nie byliśmy, do tego spotkaliśmy się rodzinnie i wspólnie też pobiegaliśmy. A ja zaliczyłem futbolowy debiut na podlaskich murawach. Powoli myślę nad kolejną wycieczką w te rejony, ponieważ Jagiellonia jest jedną z nielicznych drużyn na szczeblu centralnym na której stadionie jeszcze nie oglądałem meczu.

Ocena 1-5 Daję trójkę, bo jednak chłopaki walczyli dzielnie, ale organizacyjnie jak na okręgówkę to bez szału.

Piwo Nie liczyłem, że będzie i oczywiście nie było. Nie ten szczebel rozgrywek. Co ciekawe, siedzący koło mnie młodzieniec, z entuzjazmem popijał Lecha, ale gdy nieco bliżej mu się przyjrzałem, była to wersja…bez alkoholu. Oczywiście piwko to przyniósł na „trybunę”sam z siebie, bo na miejscu, co oczywiste nic kupić nie było można.

Jadło Jak powyżej. Nie liczyłem, że będzie i nie było. Za to ogólnie na Podlasiu jest gastronomia palce lizać!



Bilety Na bilety po cichu liczyłem, bo jednak na niższych klasach nie tak rzadko się zdarza, że są. Tu jednak nie było, a więc ostatnia szansa na pamiątkę została pogrzebana.

Gadżety Byłbym w szoku, gdyby były.

Doping Cisza jak na rozmyślaniu u dominikanów. Nic a nic nie było słychać z prowizorycznych trybun, na których zasiadło około 50 sympatyków piłki nożnej. Skubano słonecznik jak na Górnym Śląsku i od czasu do czasu wymieniano się cichymi uwagami na temat piłki nożnej.

Dojazd Szybko i sprawnie autem, jakieś 15 minut od naszej lokalizacji w Białymstoku.

Koszt Tylko paliwo, czyli pewnie jakieś 10 zł. Ogólnie jednak całkowity koszt naszego trzydniowego pobytu na Podlasiu wyniósł jakieś 2000 zł.

Foto Gorąco zachęcam do obejrzenia relacji z naszej familijnej eskapady na Podlasie.


21 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

コメント


Post: Blog2_Post
bottom of page